FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj     
Nauczyciele - ci lepsi i gorsi.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.antsweet.fora.pl Strona Główna :: Edukacja i dziedziny pokrewne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Idi
Cytatomiotacz



Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 538
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:44, 22 Wrz 2008    Temat postu: Nauczyciele - ci lepsi i gorsi.

Bo przecież bez tematu o nauczycielach się nie obędzie.
Tu możecie pisać wszystko. Oczywiście to, co ma jakiś związek z nauczycielami. Zastanawiałam sie czy nie rozdzielić tego na dwie części - najlepsi i najgorsi. I może tak byłoby lepiej. Ale pomyślałam, że nie będę się wygłupiać i dwóch tematów zakładać, więc tutaj może być wszystko, co kto ma do powiedzenia o nauczycielach. (A jeśli jednak wolicie dwa tematy, to można to jakoś rozdzielić.) Zarówno ci, których najchętniej byście zamordowali, jak i ci, których uwielbiacie, neutralni też mile widziani (bo przecież dokładne opisywanie KAŻDEGO nauczyciela jest takie w moim stylu! ;p). I nie muszą być to tacy, którzy was teraz uczą, bo mogą być na przykład z podstawówki czy innej dawnej szkoły ;)

Ja tutaj chyba później coś napiszę, bo kończę o 23, a na taki wywód, to potrzebuję raczje więcej niż 15 minut (;
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazuś
Mroczny zaklinacz klawiatury



Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 2177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Niska

PostWysłany: Wto 11:40, 23 Wrz 2008    Temat postu:

Z czasów podstawówki to pamiętam głównie moje wychowawczynie. I historyka. I wicedyrektor uczącą muzyki.
Wychowawczyni z klas 1-3 była kobietą bardzo opanowaną, mądrą, z dużym doświadczeniem. I bardzo ciepłą. Tyle pamiętam.
Wychowawczyni z klas 4-6... Indywiduum do potęgi. Kobieta w wieku nieokreślonym. Podobno poniżej 40, ale ja bym jej dawała tak 55... Krótkie spódniczki, kabaretki, kozaczki, makijaż w kolorach tęczy... Jej makijaż to rzecz, która prześladuje w koszmarach sennych. Różowe cienie do powiek, niebieska kredka do oczu, wściekle różowa szminka, różowy róż, długie, fioletowe pazury... Wszystkie kolory bardzo mocne, a kosmetyki nałożone obficie. Uczyć kobieta nie umiała. Ale ściągało się u niej fajnie. Bardzo fajnie nawet. To, co najlepiej zapamiętałam to jej słynne regułki. Ona nic nie tłumaczyła. Podawała regułkę np. czym jest potęgowanie (jak szła regułka nie pamiętam) i kazała rozwiązywać zadania.
Historyk - człowiek z poczuciem humoru, bardzo miły, uczył całkiem sporo.
Wicedyrektorka - wiecznie krzyczała, choć chyba czasem nie wiedziała dlaczego jest zła. Humorki miała całkiem niezłe. Jej ulubionym okrzykiem było "Kultura dzieci! Kultura!".
Gimnazjum? Większość nauczycieli jedynie kojarzę i pamiętam, że byli. Na uwagę zasługuje mój chemik i historyk.
Chemik - człowiek bardzo wymagający. Uczniowie bardzo się go bali i o ile wiem wciąż boją. Ale jakby się nie bali to by tyle nie umieli. Zaraził mnie miłością do chemii.
Historyk - umiał dużo, umiał wiedzę przekazać, lecz jako człowieka nie szanuję go ani trochę. Za bardzo pozował na kumpla uczniów, za bardzo próbował się im podlizać i przekroczył granicę. Moja "inteligentna" klasa przyznała mu się ze śmiechem do znęcania się i molestowania kolegi. A nauczyciel zamiast zareagować roześmiał się i zaczął się nabijać z tamtego chłopaka.
Liceum...
Wychowawczyni - polonistka - jeśli chodzi o bycie wychowawcą to ona wiecznie nic nie wie, nic nie może, nie ma czasu, nie ma pojęcia. Szlag by ją trafił. Jako polonistka umie niewiele o czym Was już niejednokrotnie informowałam. Koszmar po prostu.
Angielski - nauczyciel tyran normalnie. Ale bardzo ludzki. Jedynki nam stawia bardzo równo i z wielką przyjemnością, ale porozmawiać z nim można bardzo fajnie. I o nauczycielach, i o maturze, i o tym kto się w kim zakochał, kto pali papierosy... Uczy niesamowicie dużo. Ja się przez całe życie nie nauczyłam tyle angielskiego co przez te dwa lata. Ale nad jego kseróweczkami zdarzało mi się płakać.
Chemia - nauczyciel z powołania. Niesamowity. Są ludzie, do których nie trafia jego sposób prowadzenia lekcji, ale ja jestem pod ogromnym wrażeniem. Mam ten komfort, że chemię rozumiem, bo osoby o słabych podstawach z gimnazjum i bez "instynktu" gubią się w lekcjach, które są prowadzone prawie z prędkością światła.
Religia - ja katechetkę kiedyś zamorduję. Ona stara się być dobrym nauczycielem, ale nie zawsze jej wychodzi. Bo z jej poglądami nie ma prawa wychodzić. Podobno grzechem jest leczenie się. Bo to odrzucanie krzyża zesłanego nam z nieba. Podobno grzechem jest współżycie PO ślubie. Ale czemu to nie wytłumaczyła, bo to było tak nie wprost wspomniane. Bóg jest idiotą i jak się do niego modlimy to tylko bardzo dokładnie, bo inaczej nie zrozumie o co prosimy. (Ostatnio mieliśmy wypisać swoje intencje na kartkach i później czytaliśmy. Większość pisała "O zdanie matury". Katechetka stwierdziła, że maturę pewnie zdamy, ale nie zaznaczyliśmy kiedy chcemy tę maturę zdać, więc może dopiero za kilka lat... Bo Bóg nie wie kiedy my maturę chcemy zdać.)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ingrid
Straszny Forum



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 917
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z mrocznych zakątków Opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:39, 23 Wrz 2008    Temat postu:

W podstawówce nauczyciele byli w miarę normalni. Jedynym wyjątkiem była nauczycielka przyrody, u której ściąganie było przyjemnością (nikt się więc nie uczył).
W gimnazjum jest więcej takich indywiduów:
Zacznijmy od naszego pana wychowawcy. Uczy muzyki, a kiedyś dawał lekcje gry na keyboardzie w domu kultury. Więc zakupiono mi na komunię tenże instrument i kazano iśc na lekcje gry. Pech chciał, że uczył tam jeden i ten sam człowiek, mianowicie mój aktuany nauczyciel muzyki. Nie wiedząc jeszcze o swoim przyszłym "szczęściu", zaczęłam go zjeżdżać, że to nie tak ma być, a tamto jeszcze inaczej. Przy sprawdzaniu obecności na pierwszej lekcji muzyki, po odczytaniu mojego nazwiska, facet miał nietęgą minę. Moja klasa też go nie polubiła i powstała piosenka na jego "cześć", która szybko stała się hitem jesieni klasy pierwszej "b". Zyskał on także przezwisko "Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać".
Nasz katecheta to ogólnie ewenement, bo na pierwszej lekcji zacżął rozmawiać z nami o seksie mówiąc slangiem.
Więcej takich nauczycieli nie ma, lub jeszcze ich nie odkryłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarna Kijana
Japończyk



Dołączył: 18 Kwi 2008
Posty: 764
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:38, 24 Wrz 2008    Temat postu:

Wspominałam Wam o poloniście, który mnie uczył w pierwszej gim. Teraz niestety odszedł, ale zrobił to zanim go wywalili, i z tego powodu trochę szacunku do niego straciłam, że w ogóle do takiej sytuacji dopuścił, ale tutaj nie będę się wdawać w szczegóły.
Nauczyciel z powołania, wiedział, czego uczył, nie dawał sobie włazić na głowę.
Był trochę jak Snape- nie musiał podnosić głosu, żeby utrzymać ciszę w klasie. Kiedy sie na kogoś zdenerwował, mówił do niego po cichu, takim chłodnym tonem, a to było jeszcze gorsze, niż krzyk. Nie był jednak taki całkiem sztywny. Można było się z nim wdać w ciekawą dyskusję. Często odbiegał od tematu, filozofował. Jak ktoś siedział na krześle, to on potrafił udowodnić, że tego krzesła tu nie ma. Zapamiętałam jeszcze, że jak siedział, to rozwalał się na krześle gorzej, niż większość uczniów, a pisał jak kura pazurem.
No a teraz dali nam taką mamejowatą, kompletnie niekonsekwentną polonistkę. No i straciliśmy fajnego wychowawcę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisa
Jolanta Rutowicz



Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa

PostWysłany: Śro 17:01, 24 Wrz 2008    Temat postu:

Półtora roku temu miałam świetną nauczycielkę przyrody. Sama przygotowywała sprawdziany, dobrze nas do nich przygotowywała. Niestety odeszła na emeryturę. Teraz mamy nauczycielkę, która pracowała na świetlicy, lekcje z nią są koszmarne. Moi koledzy z niej żartują, wszyscy włażą jej na głowę. Dziś pewien chłopak z mojej klasy przesiedział pół lekcji za mapą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kura z biura
Cool dzieciak z subkultury metalowej



Dołączył: 17 Kwi 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:39, 24 Wrz 2008    Temat postu:

To teraz coś z drugiej strony biurka.
Przez dwa lata pracowałam jako nauczycielka i hmmm... przyznam się bez bicia, że nie byłam szczególnie rewelacyjna. Nie sądzę, żebym miała do tego tak zwane powołanie. Zdecydowanie wolę być kurą z biura. Większy spokój ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazuś
Mroczny zaklinacz klawiatury



Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 2177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Niska

PostWysłany: Śro 18:25, 24 Wrz 2008    Temat postu:

Ale chwali Ci się to, że zrezygnowałaś i nie dręczysz uczniów. Teraz mamy praktykantkę, która może wiedzę ma, ale zero umiejętności jej przekazania. Śmiesznie jest.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ptaszniczka
Anioł Struś



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1331
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Górna półka działu "Koszmary".

PostWysłany: Czw 10:36, 25 Wrz 2008    Temat postu:

W klasach 1-3 mieliśmy naprawdę kochaną wychowawczynię. Sympatyczną, ciepłą, krzyczała tylko kiedy było trzeba. Byliśmy jej "gadułami wstrętnymi pospolitymi".
4-6... Wychowawca surowy, często złośliwy, ale wiele mu zawdzięczam, miedzy innymi wysokie wyniki w konkursach matematycznych.
Obecnie mamy wychowawczynie wymagającą, która jak opętana uczy nas samodzielności, czasem do przesady. Ogólnie jednak jest sympatyczna i umie uczyć polskiego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hagath
Łup Grzebać



Dołączył: 17 Kwi 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 21:03, 30 Wrz 2008    Temat postu:

Klasy 0-3 - najlepiej zapamiętałam księdza, który uczył nas religii. Jeśli dziś miałabym się o coś modlić, to tylko o to, by hemoroidy i inne dolegliwości wieku starczego nie dały mu spokojnie przeżyć reszty życia za to, jakim był zakichanym sadystą i sukinkotem. Gdyby ktoś potraktował moje dziecko tak, jak on traktował moich kolegów, nie spoczęłabym, póki nie znalazłby się za kratami. Dzięki niemu jednym z moich najwcześniejszych wspomnień "dźwiękowych" jest plask jego tłustego łapska o twarz sześcioletniego dziecka i huk małego ciałka uderzającego pod wpływem uderzenia o podłogę. Brzmi patetycznie, ale tak to wyglądało.
Wychowawczyni 0-3, sympatyczna kobieta, tylko z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że ze strasznym kompleksem mieszkanki wsi. Zachowywała się karykaturalnie, próbując przed samą sobą chyba udawać wysublimowanie, jakiego naoglądała się w starych filmach. Słowo "pyra" nie przechodziło jej przez gardło, więc gdy mieliśmy lekcję o gwarze, próbowała nam wmówić, że ziemniak to po wielkopolsku "perka" O.o Pomysłowe, nie ma co...
W późniejszych latach podstawówki i gimnazjum (przejście było tylko formalne, nauczyciele zostali ci sami) w mojej pamięci zapisali się:
Anglista - z wiedzą u niego średnio, bo już po trzech latach nauki zauważałam m.in jego braki w słownictwie :) Za to zawsze stał za uczniami murem, gdy inni nauczyciele okazywali święte oburzenie, gdy ktoś postanowił głośno wyrazić swoje zdanie.
Informatyk, będący jednocześnie chemikiem - nauczył nasz rzeczy, o których nie mają pojęcia nawet moi znajomi na studiach (informatyka); za jego czasów rozumiałam chemię (co było cudem na miarę objawień fatimskich).
Dyrektor - jak to dyrektor, kompleksy i chwiejna pewność siebie ukryte za murem mądrali i twardziela. Mój pierwszy i jedyny "dywanik" u niego śmieszy mnie do dziś.
Dyrektorka - najgorzej ubierająca się kobieta w historii polskiego szkolnictwa. Ale sympatyczna.
Liceum:
Anglistka - wymagająca, ale nie oczekiwała od nas niczego, czego by nas wcześniej dokładnie nie nauczyła. Sposobu przekazywania wiedzy mogłaby się na uczyć od niej większość nauczycieli, jakich spotkałam. Zżyta z uczniami, ale nie usiłująca być kumpelą na siłę.
Dyrektor - miewał odpały typowe dla jego stanowiska, ale był o niebo przystępniejszy od tego z gimnazjum i podstawówki. O interesy szkoły też dbał jak należy.
Geograf (w pierwszej klasie) - wiele nas nie nauczył, ale rozrywkowy był. Kariera nauczyciela była dla niego jedynie przystankiem między wycieczką rowerową po Skandynawii a zbiorem ogórków w Holandii albo kaskaderskim wypasem lam w Nepalu. Na naszą studniówkę przyszedł w kilcie. Bez majtek.
Księdzu - nie nawrócił mnie, ale wyrobił we mnie szacunek dla firmy, w której pracuje. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Woźny - wiem, wiem, to nie nauczyciel. Ale był bezbłędny. Mistrz. We wszystkim. Tego nie da się opisać. Po prostu kwintesencja woźnego.
Wykładowcy:
Prof. Brencz - mimo podeszłego wieku nie popadł w rutynę. Słucha się go jak dziadka opowiadającego stare podania. Nawet nie zauważasz, kiedy gapowato otwierasz usta.
Dr Fabiś - kwintesencja ADHD w służbie szkolnictwa wyższego ^^ Gdy już człowiek oderwał wzrok od jego opętańczego tańca z kredą, mógł usłyszeć wiele ważnych i użytecznych rzeczy.
Mgr Filip - docenił mój wrodzony talent do czepiania się ludzi jak rzep psiego ogona, gdy chcę wyciągnąć potrzebne mi informacje. Subiektywne to, ale jestem łasa na pochwały i nic na to nie poradzę.
Dr Z. - proponuję klub AA zamiast murów uniwersyteckich.
Dr D. - jechanie na dokonaniach sprzed kilkudziesięciu lat jest passe. By zasłużyć na szacunek, trzeba czegoś więcej niż traktowania studentów jak zło konieczne i zadzierania nosa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Idi
Cytatomiotacz



Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 538
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:59, 30 Wrz 2008    Temat postu:

No, dobra. Coś czuję, że to będzie długi post.

Podstawówka

Nauczycielka w klasach 1-3 była nawet sympatyczna. Czasem co prawda krzyczała, ale tym jej krzyczeniem nikt się nie przejmował, bo nie robiła tego przekonująco i ogólnie to brzmiało brdzo naturalnie. Także mogła sobie pokrzyczeć, a ja prawie nie zwracałam uwagi czy krzyczy, czy nie. I czepiała się mnie, że dyskutuję., Ale w sumie to była prawda.

Potem już zaczęły się klasy 4-6 i wiele się pozmieniało. Wychowawczyni uczyła nas matmy. Większość klasy jej nie lubiła, ja tak. Była miła i chciała dla nas dobrze. Kto tego nie zauważył, to trudno. Dziwię się tylko, jak można czegoś takiego nie widzieć i zwracać uwagę tylko na te gorsze momenty, za to lepsze pomijając. W każdym razie ja ją lubiłam i w podostawówce naprawdę chciało mi się uczyć matematyki. Nie to, co teraz.

Polski - Była fajna i szkoda, że już mnie nie uczy. No nie, źle to ujęłam - wolę, jak mnie uczy obecna polonistka, bo jest absolutnie najlepsza, ale za tamtą też trochę tęsknię. Szczególnie był taki moment, to był lany poniedziałek, no i ja wspominałam, jak to na kółku nam ona dała strzykawki, które zabrała innym uczniom i w ogole sobie przypomniałam różne takie zdarzenia, szkoda mi się trochę zrobiło, że to się już skończyło. W dodaku w szóstej klasie, to było najlepiej - ja na polskim siedziałam w pierwszej ławce, cały czas jak się o coś pytała, to ja odpowiadałam, bez zgłaszania i były takie dyskusje. Podobno mnie lubiła, tak inni mówili. Nie ma to jak być ulubienicą nauczycielki, łaaa! ;p

O Boże, tyle już napisałam, a jeszcze reszta nauczycieli z podstawówki i wszyscy z gimnazjum ;p No nic. Lubiłam też faceta od wf-u. Wcześniej mieliśmy babkę i ona była fajna, ale mi zawsze kazała ćwiczyć, potem jeszcze jednego faceta, co nam lubił dawać wycisk i zawsze, jakl coś trzeba było przynosić, to nie wiem czemu, wuybierał mnie, ale na szczęście ten facet był krótko. Potem przyszedl inny i tego, to będę na pewno mile wspominać, bo ja nienawidzę wf-u i często nie ćwiczyłam, a on mi nie wstawial prawie jedynek! No mozę wstawł jedną czy dwie, ale za tyle razy, co ja nie ćwiczyłam, jakby ktoś to podoliczył, to na bank bym nie zdała ;p No i my kiedyś z dwoma koleżankami wyszłyśmy przez okno i taka babka nas zobaczyła, podkablowała jemu, a ten nam nic nie zrobił, tylko kazał nam usiąść (a my postanowiłyśmy się przypodobać, żeby nic nie powiedział i każda z nas napisała 80 razy "będę grzeczna" i mu to dałyśmy ;p). I jeszcze jedna ważna sprawa. Pisałam juz, że pasek miałam tylko w szóstej klasie - i to dizęki niemu! Bo ja z wf-u zasługiwałam na 4, ale jak go poprosiłam o 5, ze względu na to, ze inaczej nie miałabym paska, to on mi postawił :)

Niemiecki i informatyka (wiem, ciekawe połączenie ;)) - była to miła i łagodna nauczycielka, może nawet zbyt łagodna. To znaczy, potrafiła zwrócić uwagę, ale i tak najczęściej była taka strasznie łagodna. Eee, nie wiem jak to opisać. Mimo wsyzstko lubiłam ją, bo ja to tam lubiłam wszystkich nauczycieli.

Historia - o, tę też lubiłam. Troche staroświecko wyglądała i sie zachowywała (jak na historyczkę przystało ;)), ale miała charakter, surowa, ale to było dbre. I wbrew pozorom czasem można się było pośmiać. Uczyła tak, że potrafiła nas zainteresować, opowiadała ciekawie, nie patrząc przy tym w książkę, często dodając coś od sebie, bo ona to po prostu wiedziała (nie tak, jak moja obecna "historyczka"). I na tym przedmiocie zawsze było cicho, bo ona potrafiła utrzymać spokój w klasie.

Przyroda - nawet miła, choc nieszczególnie potrafiła nad nami zapanować. No, ale była całkiem ok. Swego czasu miałam problemy z przyrodą...

Religia - o dziwo, wyluzowana. I to nawet bardzo. Lubiła nas, fajnie można było się z nią pośmiać, wszystkim dogadywała, ironizowała. Ale tak pozytywnie, że raczej każdy ja lubił. I krzyczała. Ale i tak każdy ją lubił. A czasem pozwalała nam na lekcji odrabiać inne lekcje, wyjść do sklepiku i w ogóle. Kiedyś, jak czytałam książkę pod ławką, to przeszła koło mnie i myślałam, że nic nie zauważyła, a ona się spytała czy ciekawa ;p. No i powtórzę, się, ale była bardzo ironiczna. I w ogóle fajna. Nie zgadlibyście, ze uczy religii.

Plastyka - a tutaj facet ieszczególnie skupiał się na uczeniu, ale bardziej na byciu wyluzowanym i robieniu sobie żartów na każdej lekcji. Niektóre były dosyć głupie. I przedrzeźniał nas, nie wiem czy to było tylko takie moje wrażenie, że mnie wyjątkowo? Mimo wszystko, nie było tak, że go nie lubiłam.

Muzyka - też facet, taki trochę surowy, ale ogólnie mógł być.

Nie wiem, czy nie pominęłam jakiegoś przedmiotu, jak mi się przypomni, to dopiszę.

Gimnazjum potem, jako że tak sie to rozrosło.


Ostatnio zmieniony przez Idi dnia Wto 22:01, 30 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agata
Tanie Bravo



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:22, 02 Paź 2008    Temat postu:

Ja najmilej wspominam:
mgr z medioznawstwa (nie będe sypać nazwiskami:))- była młoda i bardzo sympatyczna, nie sprawdzała obecności na ćwiczeniach, a i tak sala zawsze była pełna.
dr z socjologi kultury- miała niesamowite poczucie humoru, zawsze umiała nas rozbawić (raz zrobiła nam wykład o EMO).
dr z teorii kultury- widać, że to co robi jest jej pasją i potrafi nią zarazić
A teraz najgorsi:
dr z historii filmu polskiego- kobieta miała rozdwojenie jaźni ( nie żartuję!) potrafiła w ułamku sekundy zmienić swoje podejście i osobowość.
dr z historii polski- generalnie miał nas w ....
dr z filozofii- uwielbiała opowiadać o swoich dzieciach i wiecznie się spóźniała
Jeśli chodzi o wcześniejsze lata, to w liceum najlepiej zapamiętałam nauczyciela z historii- prowadził lekcje w formie wykładu i zmuszał nas do myślenia ( a nie bezsewnowego zakuwania dat na pamięć). Najgorzej z liceum wspominam nauczycielkę fizykii- lubiła sobie wypić (przed lekcją) i była rasistką, a poza tym nie chciała mnie przepuścić do drugiej klasy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wampirzyca
Strashny HistoRyjek



Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:25, 03 Paź 2008    Temat postu:

Podstawówka
Większość nauczycieli miałam takich sobie, ale jedną zapamiętam na całe życie. Kobieta bluszcz albo po prostu pani od przyrody. Była niesamowita i to chyba dzięki niej polubiłam naukę i szkołę. Z resztą nie tylko ja. Potrafiła dotrzeć do każdego.
Wychowawczyni w klasach 4-6 też była niczego sobie. Podchodziła do nas jak do ludzi, a nie rozwrzeszczanych bachorów. Do tej pory odwiedzam te panie. Niestety ta pierwsza przeszła już na emeryturę.

Gimnazjum
Z tej szkoły ciepło wspominam jedną nauczycielkę, panią od historii. U mniej był czas na prace, ale i na żarty. Znała granice i nie pozwalała wchodzić sobie na głowę. Starał się nam wszystko przedstawić jak najlepiej i chyba tylko ona lubiła nasza klasę.
Był jeszcze co prawda ksiądz, ale on nas uczył tylko rok. Religii nie wspominam z nim zbyt dobrze, ale filozofię już tak. Tam był zupełnie innym człowiekiem.
Do negatywów zaliczę panią od matematyki. W ogóle nic nas nie uczyła. Wrzeszczała i olewała nas. Skutki były tragiczne, bo większość miała dwóje na koniec.

Liceum
Właściwie tu lubię większość nauczycieli, wszyscy są tacy… mili albo przynajmniej starają się tacy być.
Najbardziej chyba lubię panią od fizyki. Lekcja jest zawsze ciekawie poprowadzona i panuje taka dobra atmosfera. Po prostu nie da się nie lubić tego przedmiotu.
Pani od chemii jest dosyć dziwna. Ma chyba jakieś wahania nastrojów. Jednego dnia wszystko tłumaczy tak żebyśmy zrozumieli, a następnego odburknie tylko coś na odczepne i radźcie sobie sami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gumi
Lord Zdechła Żaba



Dołączył: 09 Wrz 2008
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:24, 04 Paź 2008    Temat postu:

Przedszkole: Nie nauczyciele, ale pedagodzy. Była wspaniała kobietka, która straszyła trzylatki wsadzeniem do kontenera. Ta sama osóbka stawiała swoich małych podopiecznych w kącie (gdzie stali na kolanach) za niewłaściwe zachowanie.
Podstawówka: Miła, starsza pani, która nauczyła mnie bardzo dużo i do tej pory wspominam ją bardzo miło.
Gimnazjum: 3/4 nauczycieli to wspaniali ludzie. Wymagający, ale ich praca przynosi efekty. Lubią uczniów, swój zawód wybrali z powołania. Zostaje niestety ta ćwiartka pedagogów, która nienawidzi uczniów(z wzajemnością). Osoby te albo chciały być kimś innym, ale się nie udało, albo myślały, że uczniowie to słodkie maluszki, które każde ich słowo będą traktować z nabożną czcią. Niestety to gimnazjum i z czcią bywa różnie. Ostatnio jedna z nauczycielek pytała się mnie jak rozwiązać to zadanie. Byłam załamana.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
undeadlily
Wszy fotek



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cmentarz Rakowicki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:42, 06 Paź 2008    Temat postu:

Od tego trzeba zacząć, że lecę bo zgubiłam się...

W klasach 1-3 miałam straszną kobietę za wychowawczynię. Sekowała mnie na każdym kroku. Wysyłała do logopedy, pomimo iż mówiłam głośno i wyraźnie. Kazała chodzić na zajęcia wyrównawcze z języka polskiego, gdzie przepisywałam czytanki z podręcznika, ponieważ miałam „rzekomo” ohydne pismo. Dawała dwójki z czytania, gdy ból gardła nie pozwalał mi mówić. Ale przeszła samą siebie, gdy wrzepiła mi jedynkę za to, że w zeszycie zaległe lekcje uzupełniła mi mama, kiedy ja miałam prawą dłoń w bandażach. Dlaczego mnie tak traktowała? Ponieważ byłam oczytana i zadawałam pytania, wybijając się ponad szarą masę innych uczniów.
Klasy 4-6? Wychowawczynię miałam w porządku, teraz, gdy opiekuje się klasą mojego brata, wszyscy mówią, że zmieniła się na niekorzyść, stała się chłodna i nieczuła.
Pierwsza polonistka była hadrą. Wszyscy się jej bali. Nie potrafiła nauczać, więc w jej miejsce przyszła bardzo miła kobieta, prawdopodobnie tuż po studiach. Byłam jej pupilem, na co wskazywały szóstki z zadań domowych. Nauczycielką była bardzo dobrą, szkoda, że usunęli ją po piątej klasie. Jej następczyni nosiła wiele mówiące nazwisko Rokita. Ale o niej nie będę pisać.
Kolejną znaczącą postacią w podstawówce była katechetka – wstrętny babsztyl. Uwzięła się na mnie i moich braci. Mama rozważa nieposyłanie najmłodszych na katechezę, albo inną szkołę w ogóle.
Matematyczka w szóstej klasie była bardzo niedobra dla uczniów. Wstawiła mi dwójkę ze sprawdzianu z konstrukcji geometrycznych, bo nie widziała łuczków, a cała konstrukcja była poprawnie narysowana.
Ostatnia persona z podstawówki to anglistka, była rusycystka. Byłam najlepsza w klasie z angielskiego, więc uprzykrzała mi życie specjalnymi wersjami sprawdzianów, zaniżaniem ocen z zadań domowych, ale najlepszy numer wywinęła na koniec szóstej klasy. Zajęłam trzecie miejsce w województwie w konkursie angielskiego. I ta baba nie chciała mi dać szóstki na świadectwo. W końcu dzięki interwencji paru osób otrzymałam wymarzoną ocenę celującą.
Reszta ciała pedagogicznego nie jest godna rozpisywania się.


Gimnazjum... Czas spędzony w nim uważam za najlepsze lata swojego życia.
Zacznę od wychowawczyni numer jeden. Polonistka, złoty człowiek. Potrafiła w uczniach rozbudzić miłość do swojego przedmiotu, choć była bardzo wymagająca. Po pierwszej klasie odeszła na urlop macierzyński.
Druga wychowawczyni to katechetka. Nic specjalnego ją nie wyróżniało. No może to, że przymykała oczy na zachowanie kindermetali choć żądała, by wszyscy chłopcy mieli krótkie włosy. Nie udało się jej to, więc poprosiła,by chociaż regularnie je myli.
Polonistka numer dwa była również cudowna. Zawsze we wtorki wracałyśmy razem tramwajem i rozmawiałyśmy o książkach.
Matematyczka – przerażająca. Tępiła kolegów za brzydkie pismo. Przy tablicy człowiek głupiał i był narażony na jej wrzaski.
Fizyczkę warto wspomnieć, gdyż całe trzy lata przechodziła w jednym swetrze i pięciu bluzeczkach.
Historyczka stawiała uczniów w kącie za brak ćwiczeń lub atlasu. Nigdy nie lubiłam historii, a przez babę znienawidziłam jeszcze bardziej. Jedyna dobra rzecz,która mnie od niej spotkała to to, iż nie musiałam pisać sprawdzianu z drugiej wojny światowej.
Ooo... DeutschFrau (wiem, że powinno być DeutcheFrau, ale utarło się bez e i koniec), prawdziwe SS i Stasi w jednej osobie. Zawsze miała tapira na głowie i zawsze nosiła jakieś futerko lub jakiś fragment garderoby w zwierzęce motywy. Niemiecki był przedmiotem dodatkowym, ale kobieta traktowała go jako najważniejszy z obowiązkowych, dręcząc nas czytankami,których nie rozumieliśmy. Mieliśmy jeden talent w klasie i od niego zawsze spisywaliśmy zadania z ćwiczeń i tłumaczenia czytanek.
Inni nauczyciele nie byli wyrazistymi postaciami.


Liceum ogólnoogłupiające.
Pierwszym obiektem godnym uwagi jest psorka od przysposobienia obronnego, bohaterka ogromnego artykułu w„Dzienniku Polskim”. Chciała z nas uczynić strzelców wyborowych. Bawiła się w Azteka, gdyż nosiła kolczyki rozciągające płatki uszu. W drugiej klasie zamarzyła sobie kolorowe bandaże elastyczne do nauki bandażowania. Swoje kupiła we Francji, więc była mądra, a my nigdzie takich nie mogliśmy dostać.
Boski historyk. Tyran. Strasznie wymagający. Jego pasją najprawdopodobniej były wojny punickie,gdyż zanudzał nas tym przez dwie godziny. Podejrzewany o bycie hipisem, lubił chłopców tańczących na rurze (na pytanie „a co będą robić chłopcy?” odpowiedział „będą tańczyć na rurze”).
Postać numer trzy to żabia księżniczka fizyczka. Wyglądała jak ropucha i miała skrzekliwy głos. Kredę w specjalnej obsadce nosiła w piórniczku dla dzieci. Przerażała nas. Miała tendencję do nazywania nas „królewnami”, „koteczkami” i innymi słodkimi jak miód zdrobnieniami. Używała ich też tłumacząc zagadnienia fizyczne.Każdy wywołany do tablicy tracił zdolność mówienia.Trójka to była rzadkość.
Ksiądz. Barwna postać. Prowadził z nami dysputy na tematy mało religijne (czy zakonnica może nosić stringi?) i kazał uczyć się „Kiedy ranne wstają zorze” oraz wyszukanych modlitw. Zrezygnowałam szybko z religii, bo byłam już niewierząca.


Liceum dla dorosłych?
Znowu fizyczka. Tym razem oprócz pasji związanej z fizyką, miała jeszcze muzyczną. Fajna babka była, bo na zaliczeniu semestru można było czytać notatki z kartki.
Z historykiem można było porozmawiać na różne polityczne i historyczne tematy. Czasem nam dwie godziny schodziły.
Polonistka numer dwa przez cały rok nas straszyła, że nie zdamy matury z polskiego, a zdali wszyscy,nawet ja.


Wykładowców jeszcze nie znam,więc opiszę ich za jakiś czas.


Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ptaszniczka
Anioł Struś



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1331
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Górna półka działu "Koszmary".

PostWysłany: Wto 15:05, 07 Paź 2008    Temat postu:

Muszę w końcu spytać, bo eksploduję. Co oznacza skrót SS?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Furia
Trzecia ręka



Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 1267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z uOsiedla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:14, 07 Paź 2008    Temat postu:

Móminku, tu chodzi chyba o :
SS (Die Schutzstaffel der NSDAP – Szwadron Ochronny NSDAP) - elitarna i paramilitarna niemiecka formacja nazistowska, podległa partii NSDAP.
W końcu odnosiło się to do pani uczącej niemieckiego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazuś
Mroczny zaklinacz klawiatury



Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 2177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Niska

PostWysłany: Wto 17:46, 07 Paź 2008    Temat postu:

SS to poza tym inicjały trzech nauczycieli z mojej szkoły doskonale oddające charakter dwóch z nich... Trzeci SS jest po prostu śmieszny. A mój SS (anglista) tylko wiedzy się czepia, oprócz tego jest przemiłym człowiekiem. I w sumie jego inicjały to SSSS.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gumi
Lord Zdechła Żaba



Dołączył: 09 Wrz 2008
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:19, 17 Lis 2008    Temat postu:

Nie mogę spać. Dzisiaj, w ramach przygotowania do bierzmowania ,oglądaliśmy z klasą na religi dokument o opętaniach. Opętana była młoda dziewczyna, jej ręce robiły się czasami czarne, twarz też. Zgodziła się na opętanie dobrowolnie, chciała odpokutować za losy świata. Odsłuchiwaliśmy też taśmy z nagranym dźwiękiem z egzorcyzmów. Były tam jakby ochydne odgłosy, krzyki, piski, które rzekomo wydawało 6 demonów wychodzących z tej dziewczyny. Np. Demon Kaina mówił, że pokutuje za zabicie brata, demon lucyfera za to, że chciał rządzić, demon HItlera za cośtam jescze itp. Zatykałam uszy, ale pani zwiększyła głośność. Podkreślam - to był dokument. Wywiad był z matką opętanej dziewczyny, a taśma była nagrana też rzekomo prawdziwa. Nie wytrzymałam do końca - wyszłam. Za to do końca wytrzymałam na Katyniu, na którym byłam razem z klasą. Po Katyniu był basen i pizzeria, albo łyżwy i Mc Donald. Przed filmem nie było żadnych rozmów jak powinnien być odbierany, dlatego kino pełne dzieciaków obrzucało się popcornem na scenie rozstrzelania. Grunt to wychowanie w duchu polskości i patriotyzmu...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazuś
Mroczny zaklinacz klawiatury



Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 2177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Niska

PostWysłany: Pon 21:38, 17 Lis 2008    Temat postu:

Ale Katyń był źle zrobiony. Nie oszukujmy się. Uderzający w patriotyczne nuty gniot. To, co miało być artyzmem sprawiło, że film był mdły i ciężki w odbiorze. Gniot, gniot i jeszcze raz gniot.
Też byłam z klasą na filmie. Cisza panowała idealna, lecz jakoś żadnego wrażenia na nas to nie zrobiło. Wbrew temu co sugerowało nam "starsze i mądrzejsze" pokolenie znamy ogrom zbrodni katyńskiej, ale to nie zmienia faktu, że film był źle zrobiony.
Również z klasą na wyjściu szkolnym byliśmy na "Jan Paweł II - papież, który pozostał człowiekiem". Wtedy wiele osób płakało. Wiele emocji film wzbudził. W sobotę nie byłam w szkole, ale było wyjście na "Świadectwo" z relacji słyszałam, że film był tak nudny, że nie dało się wcale oglądać...
Film o opętaniu, o którym piszesz to "Egzorcyzmy Anneliese Michel" - był na Wielkanoc w telewizji. Jest to dokument. Głosy demonów robię rzeczywiście ogromne wrażenie. Choć gdy dłużej myślałam o tej historii, to wizje tej dziewczyny wydały mi się bezsensowne. Na podstawie tej historii zostały nakręcone słynne "Egzorcyzmy Emily Rose".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Creazy Nastolatka



Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dawno, dawno temu, za siedmioma blokami i siedmioma ulicami pewego miasta mieszkała sobie...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:12, 17 Lis 2008    Temat postu:

Zdecydowanie najgorzej wspominam podstawówkę. Te lata były dla mnie męczarnią, nienawidziłam tej szkoły tak bardzo, jak tylko można szkołę nienawidzić. Poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej, jednej z najlepszych w mieście, o bardzo wysokim poziomie. Wtedy, przyszłam jako wesołe dziecko bez większych problemów, oprócz tego, że miałam aparat. Słyszałam gorzej, ale, zaznaczam - o wiele lepiej niż teraz, i nie miałam większych problemów.

Pierwsze, z czym się zetknęłam to litość. To było dla mnie jak uderzenie w twarz, kiedy moja pierwsza wychowawczyni jawnie wykluczyła mnie z grona dzieci słyszących. Wtedy chodziła z nami do klasy pewna, chora na coś dziewczynka, która nie umiała nawet w pełni mówić, była głupkowata, rozwinięta do poziomu trzylatki. Żywo pamiętam, kiedy kazała mi z nią usiąść w pierwszej ławce, słodkim, przepełnionym współczuciem głosem, stwierdzając, że będzie nam dobrze, bo my jesteśmy takie same. W tamtej chwili poczułam, że jej nie lubię. Wprost nie znosiłam, kiedy zbliżała swoją pulchną twarz do mojej, i z uśmiechem, demonstracyjnie wolno, jak do osoby głuchej, mówiła mi polecenia. Starałam się wszystko robić jak najlepiej, a ona wszystko, co robiłam komentowała "Ojoj, ojoj". Na pierwszej wycieczce dostałam od koleżanki adidasem w twarz, i wyleciały mi baterie od aparatu. Przyszła wychowawczyni, przytuliła wszystkie dziewczynki, a na mnie spojrzała z wyrzutem. " Jesteś niegrzeczna." - Stwierdziła. Ja nic nie zrobiłam. Nie słyszałam, nie miałam baterii - nie zainteresowała się tym. Mimo to, potrafię doskonale czytać z ust, i wiem, co mówiły. Że jestem głupia, że beksa, że to ja uderzyłam kogoś. To jest jedna z osób, które spotykam często na ulicy. Nigdy nie mówię jej dzień dobry, jako do osoby, nie mam do niej żadnego szacunku, pogardzam nią.

Polonistka w podstawówce była taka sama. Nigdy nie pozwalała mi pisać dyktand, twierdząc, że nie słyszę, nie dam sobie rady, i to normalne, że takie dzieci, jak ja, mają dysleksję i dysortografię, nie muszę się męczyć. Chcę zaznaczyć, że z ortografią nigdy nie miałam żadnych kłopotów, nie mam i nie miałam dysleksji. Po prostu ona była zbyt głupia, żeby sprawdzić mi zeszyty - musiałam czytać na głos. Wychowawczyni mnie nie lubiła, za byle co groziło mi zachowanie naganne, choćby, że mi włosy pojaśniały od słońca - od razu, że farbowałam.

Jedyną nauczycielkę z podstawówki, którą wspominam dobrze, to matematyczka. Była surowa, miałam u niej sporo jedynek, ale mimo to ją lubiłam. Chyba jako jedyna. Za to, że jest sprawiedliwa, i traktuje mnie, jak każdego innego ucznia, bez tego przesłodzonego sylabizowania słów, przymilnego tonu głosu. Nie mówiąc już o braku akceptacji i poniżaniu przez rówieśników - Ta szkoła była koszmarem.

Jak poszłam do Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych, wszystko się zmieniło. Nauczyciele mnie polubili, traktowali całkowicie normalnie. Miałam bardzo dobre oceny, wiedzę chłonęłam jak gąbka, i szybko stałam się pupilką nauczyciela od malarstwa. Najlepszy nauczyciele, z jakimi miałam okazję się spotkać. Historyk, teraz nasz dyrektor - U niego trzeba naprawdę się uczyć. Wymaga, ale jest sprawiedliwy, ma poczucie humoru. Potrafi utrzymać klasę w ryzach. Naprawdę zna się na fachu i potrafi nauczyć. Tak samo - pani od geografii. Jest surowa i wymagająca, często zdarzają się sceny histerii, płacz, zawalony egzamin. Mimo to, jest bardzo miła i widać - nauczyciel z powołania, potrafi zarazić pasją.
Uwielbiałam też pierwszego nauczyciela od Historii Sztuki. Kulturalny, nie krzyczy, ale mówi twardo i prosto z mostu, potrafi zgasić dyskusję kilkoma słowami. Wszyscy się u niego starali, bo lekko nie było. Niestety, odszedł, a jego stanowisko zajęła żona poprzedniego nauczyciela, która w porównaniu do niego, sama jest jak uczennica.
Wychowawczyni jest polonistką. Dba o klasę i jest na bieżąco.

Jeśli chodzi o nauczycieli od sztuki, no cóż. Mieliśmy trzy nauczycielki od projektowania, ale żadna nie dorównuje obecnemu nauczycielowi. Jest szalenie zabawny, umie z uczniem żartować, porozmawiać, rozśmieszyć klasę. Wysłuchać opinii, poglądów, pomysłów. Jak nikt potrafi wytłumaczyć temat pracy, lubi pokazywać nam wystawy i z pasją opowiadać o twórczości znanych grafików.

Od rysunku i malarstwa - kompletne dno, nic nie robi, siedzi tylko i czyta. Albo w ogóle go nie ma. Podobno najlepszy jest Jacek Vogel. On jest w tej szkole żywą legendą, u niego trzeba tańczyć na rzęsach o piątki. Niestety, nas nie uczy.

Jeśli chodzi o resztę przedmiotów - nie ma o czym mówić. Większość się klasą nie przejmuje, chociaż na uwagę zasługuje pani od chemii - Jest surowa i łatwo się denerwuje, ale potem łagodnieje i potrafi jednemu uczniowi szybko wytłumaczyć temat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kura z biura
Cool dzieciak z subkultury metalowej



Dołączył: 17 Kwi 2008
Posty: 418
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:14, 18 Lis 2008    Temat postu:

Bardzo ciekawe to, co piszesz i prawdę mówiąc, podziwiam Cię za szczerość. Nie jest łatwo pisać o swych upokorzeniach, nawet tych minionych.
Przy okazji wychodzi kolejne potwierdzenie znanego przysłowia, że "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane". Jestem pewna, że Twoje nauczycielki z podstawówki miały dobre chęci - niestety przy całkowitym braku zrozumienia sytuacji i, jak sądzę, podstawowej wiedzy na temat Twojego schorzenia, wyszła z tego jedna katastrofa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazuś
Mroczny zaklinacz klawiatury



Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 2177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Niska

PostWysłany: Wto 13:37, 18 Lis 2008    Temat postu:

Wiesz Kuro, ale to jest to, że ci nauczyciele nie zrobili nic, by ją zrozumieć.
Jak pewnie wiecie, jestem w klasie integracyjnej. Polega to na tym, że mamy w klasie trzy osoby z orzeczeniem o niepełnosprawności, obecnie to dwie osoby, ale mniejsza o szczegóły.
Jedną z tych osób jest Krzysiu obciążony całą masą różnych genetycznych schorzeń. A może jednym, ale atakującym wszystko? Trudno powiedzieć. Wiąże się to z tym, że jego twarz nie wygląda normalnie, dłonie są zdeformowane (wciąż nie możemy się nadziwić, że on umie nimi pisać),ma problemy z mówieniem (urodził się bez podniebienia [nie, nie z rozszczepem, po prostu bez], ma sztuczną wstawkę i mówi bardzo niewyraźnie), częściowo żyje w swoim świecie, nie postrzega świata tak jak my, a poza tym ma coś w rodzaju nadpobudliwości ruchowej. Na lekcjach zazwyczaj siedzi w miarę grzecznie, ale po korytarzu biega jak żaden nauczyciel nie widzi. Jego pełne radości podskoki są wstanie przerazić nieprzyzwyczajonych. Mimo tego wszystkiego jest to cudowny człowiek: koleżeński, inteligentny i niepoprawny optymista. Wulkan energii na dodatek. Ale nauczyciele się go boją. Nie wszyscy, ale niektórzy niestety tak. Są tacy, którzy go bardzo lubią, a są tacy, którzy unikają. Wielu nie chce go zrozumieć. Krzysiu na prawie wszystkich lekcjach jest normalnie pytany, a mimo tego polonistka bardzo długo nie pozwalała mu odpowiadać - pisał na kartce. Są tacy, którzy go ignorują, nie chcą z nim rozmawiać. Najgorzej z polonistką, bo ona nie rozumie go, nie w sensie tego jak on mówi, lecz nie rozumie jego potrzeb. Chce mu zabronić biegania po korytarzach, po przystanku autobusowym (gdzie wystarczyłoby gdyby nie podbiegał do krawędzi jezdni), nie chce z nim rozmawiać, mimo że dla niego jest to bardzo ważne. Nauczycielka od angielskiego nabijała się z niego... (Na szczęście uczyła nas tylko rok.)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ptaszniczka
Anioł Struś



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1331
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Górna półka działu "Koszmary".

PostWysłany: Wto 20:32, 18 Lis 2008    Temat postu:

Mam na osiedlu dwie niesłyszące dziewczynki - z jednej się śmieją, bo jest córką najwredniejszej katechetki, jaką w życiu spotkałam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ingrid
Straszny Forum



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 917
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z mrocznych zakątków Opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:00, 18 Lis 2008    Temat postu:

Nasz katecheta mówi nam w trakcie kartkówki co ma być napisane. Np. Ale w pytaniu pierwszym to musicie napisać, że W Dzień Wszystkich Świętych uzyskujemy odpust zupełny.
I tak kilka osób dostało tróje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cobitorre
Kevin sam w sklepie z choinkami



Dołączył: 28 Paź 2008
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: woj. świętokrzyskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:16, 18 Lis 2008    Temat postu:

Moja wychowawczyni z klas 1-3 była świetną kobietą. Dużo na nas krzyczała, była bardzo wymagająca, ale to, jak nas wychowała było później bardzo ważne. Byliśmy zawsze zgraną i zdolną klasą. Przez drugą i trzecią klasę raz na tydzień mieliśmy zbiórki zuchowe zamiast lekcji xD

Potem nastała "dalsza podstawowka". Trochę się gubię w nauczycielach, więc może opiszę tylko najciekawszych bądx ważnych.
Nasza wychowawczyni uczyła przyrody. Nie potrafię jej tak "normalnie" opisać. Była fajna i tyle. Niczym się nie wyróżniała.
Wf-ista z 5-tej i 6-tej klasy próbował nas czegoś nauczyć. Większość klasy go nie słuchała. Znaczy słuchała, ale niewiele ćwiczyła. Tylko na meczach. Ciekawostka: moją mamę też uczył, choć jest ode mnie o 31 lat starsza ^^
Matematyczka wiecznie się na nas wkurzała. Jednym ze zdań, które najczęściej były przez nią wypowiadane było "cała klasa ma xx przykładów!!!".
Przez dłuższy czas nie lubiliśmy naszej nowej nauczycielki polskiego. Zaczęła nas uczyć w piątej klasie, więc podeszlismy do tego "nie uczy nas pani x, więc ta nowa musi być gÓpia".
Żałuję, że dopiero po roku skapnęłam się, jaka jest fajna. Traktowała nas inaczej niż inni nauczyciele. Uważała nas za ludzi równych sobie. Często prowadziła na lekcji rozmowy na temat sławnej kiedyś seksafery ^^.
Na religii robiliśmy, co chcieliśmy. Nasza katechetka usilowała coś przerobić, ale zbytnio ją wkurzaliśmy. Często kazała nam się uczyć jakichś modlitw na pamięć. Każdy zwracał się do niej "ciociu". Po porstu każdy ją lubił.

Gimnazjum opiszę kiedy indziej. Za słabo poznałam jeszcze nauczycieli =.=
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Creazy Nastolatka



Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dawno, dawno temu, za siedmioma blokami i siedmioma ulicami pewego miasta mieszkała sobie...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:12, 21 Lis 2008    Temat postu:

Starali się, nie mając pojęcia o sytuacji - źle wyszło. Byłam pierwszą taką osobą w tej szkole, nauczyciele nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z osobami niesłyszącymi, lub też mieli, i kierowali się tymi podstawami. Nie wzięli pod uwagę, że nie jestem niesłysząca, tylko niedosłysząca. To naprawdę duża różnica, ponieważ przez pierwsze pięć lat byłam słysząca, całkiem normalnie, nauczyłam się mówić i dalej dorastałam w zwykłym dla siebie środowisku. Czułam się gorsza od innych dzieci, było mi przykro, gdy np. nie pozwalali mi grać na lekcji muzyki. Co innego osoby niesłyszące - takie zazwyczaj urodziły się z wadą genetyczną, lub uszkodzeniem nerwu słuchowego. Bardzo trudno jest ich nauczyć mówić, a już najtrudniej - tak samo jak osoba słysząca. Często mają też dysleksję i dysortografię, wolniej uczą się czytać, pisać, liczyć. Niełatwo się z nimi dogadać. Nie lubiłam, gdy nauczycielka przesadnie podnosiła głos, uznając, że jestem głucha. Drażniło mnie to i raniło uszy. Zabrzmi dziwnie, ale ja słyszę. Takie na przykład teraz, stukanie klawiatury, Jak gdzieś na ulicy szczeka pies, samochód jedzie, dzieciaki wrzeszczą, mama rozmawia w kuchni. Normalne dźwięki, ciche, głośne, wysokie, niskie. Mogę słuchać mp-3 przez słuchawki bez aparatu - normalnie, bez wysiłku. Moja wada polega na tym, że mimo iż doskonale słyszę tonację, barwę i dźwięk czjegoś głosu - mam naprawdę bardzo duże problemy, ze zrozumieniem, co mówi. Pomagam sobie czytaniem z ruchu ust, czasami, mimo że słyszę dźwięk: np. sz - nie mogę go zrozumieć, nie wiem na pewno, bo nie jestem przyzwyczajona do głosu tej osoby. Dla mnie zwykła litera "a" u każdego brzmi jakoś inaczej. Czymś się różni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szapi
Japończyk



Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 775
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ale że co?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:30, 07 Gru 2008    Temat postu:

Hm... Chyba moją najlepszą nauczycielką była pani od polskiego w klasach 4-6 w podstawówce.
Dzięki niej w gim. radzę sobie bez trudu, mam przerobione prawie wszystkie rodzaje wypracowań i wypowiedzi.
Oczywiście, jak to zwykle bywa, doceniłam ją dopiero, gdy poszłam do gimnazjum, a wcześniej jej nie lubiłam...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miss-blue
Trzeci bliźniak Kaulitz



Dołączył: 08 Lis 2008
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:27, 20 Gru 2008    Temat postu:

Ja zawsze trafiam na specyficznych anglistów. Ten, który uczył moją klasę w zeszłym roku był przez uczniów poniżany, ale nic sobie z tego nie robił. Raz na jakiś czas pomachał zeszytem uwag i tyle. Pamiętam, ze kiedyś jeden chłopak zaczął się z nim bić. Facet był tak niekumaty, że szkoda gadać. Uczył tylko tych, którzy [jak twierdził] uczyli się w domu [w rzeczywistości chodzili na prywatne zajęcia]. Twierdził, ze reszta z nas to po prostu nieuki. W zasadzie tak było. Pozwalał nam olewać lekcje. W pracowni były grupy, więc jak na wzorowego nauczyciela przystało pracował tylko z tą, w której siedziała Emilka. Taki nauczyciel zawsze ma pupila. Teraz do każdej wiadomości na naszej klasie, którą wysyła komuś z nas dodaje: "pozdrów Emilkę".
Ten tegoroczny jest strasznie niekontaktowy. Nie chodzi o to, ze chcę zawierać znajomości z nauczycielem. Nawet jeśli chodzi np. o poprawkę z nim się nie dogadasz. nawet jeśli ktoś powie na korytarzu 'dzień dobry" nie raczy odpowiedzieć.


Ostatnio zmieniony przez miss-blue dnia Sob 0:29, 20 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Creazy Nastolatka



Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dawno, dawno temu, za siedmioma blokami i siedmioma ulicami pewego miasta mieszkała sobie...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:00, 20 Gru 2008    Temat postu:

U nas ten od angielskiego jest podobny. Wpisze czasem uwagę, pogdera, ale klasy opanować nie potrafi. Uczniowie robią co chcą, nie przejmują się lekcją - zresztą i program nauczania jest banalny- niemal każdy za odpytywanie dostaje piątkę. Muszę przyznać, że przez całe gimnazjum nie nauczył nas nic. Natomiast ten nowy, od historii jest niesamowicie wymagający. Zadaje zawsze trzy najtrudniejsze zadania na pracę domową, a że mamy dwie historie jednego dnia - mamy dwie prace domowe, i przerabiamy materiał bardzo szybko. Za brak pracy domowej od razu wstawia jedynkę długopisem - o ile na początku lekcji ktoś zgłosi nieprzygotowanie - wtedy ma kropkę. Uczeń w ciągu roku może wykorzystać tylko dwa np. Kartkówki są zawsze niezapowiedziane, i trudno z nich dostać piątkę - jeśli przepiszesz wszystko z podręcznika, masz 2 z plusem - nic nie jest źle, ale "on tu wymaga samodzielnego myślenia, oceny, rozpisania się a nie powtarzania słowo w słowo". Uważa, że potrafimy dyskutować, mamy potencjał, ale jesteśmy leniwi. Kilka osób jest teraz zagrożonych, mnie udało się dostać czwórkę. Uff..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Falka
Psychopatyczna Mangusta



Dołączył: 24 Maj 2008
Posty: 673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z czeluści Tartaru
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:31, 20 Gru 2008    Temat postu:

Nie lubię lekcji historii w mojej szkole. Jest nudna, nauczyciel nie umie prowadzić lekcji, bo nie sztuką jest podyktować punkty i zacytować podręcznik, ale zainteresować ucznia, dyskutować z nim. Niestety, na żadnej lekcji dyskusji nie słyszałam.
Ten sam nauczyciel uczy WOS-u. Mam ogromne wątpliwości, co do jego kompetencji, matka - prawniczka też.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.antsweet.fora.pl Strona Główna :: Edukacja i dziedziny pokrewne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
     www.antsweet.fora.pl: Przyległość blogowa.     
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group   c3s Theme © Zarron Media
Regulamin