Przeniesione z forum do bluzgania

[Ptaszniczka]

U nas jest, co następuje:
- dziewczyny, które uważają, że pisanie "$" zamiast "s" jest fajne, z czego jedna powiedziała mi to prosto w twarz.
- imoł, które ubiera się jak emerytowany słit (sztuk... dużo).
- dziewoja z rudymi pasemkami i wymalowanymi oczami, która w szkole udaje kretynkę, a poza nią jest Walczącą O Szacunek Dla Języka Ojczystego.
- "chłopczyca" lubiąca się modnie ubrać (tak, tak. Bryz XD)
- dziewczyna, która może wymienić przynajmniej dwie osoby, które próbują ją naśladować (ychm. Mómin).
- ludzie palący w szkole na oczach wszystkich pozostałych.
- wariatkę, która na kolonii biegała po całym korytarzu i wrzeszczała "Wojtuś, kocham cię!!!" albo "Nie mam sie w co ubrać!!!" albo "Bejbe, gdzie jesteś?!".
- chłopaków, którzy udają ludzi, którymi nie są, żeby sprawiać wrażenie luzaka.
- pyskatą dziewczynę z rocznika '93, która jest niższa od kogokolwiek w szkole, a pali, pije, klnie jak szewc, nosi szpilki i farbuje włosy na najdziwniejsze kolory tego świata.

Hm. Jak sobie przypomnę coś jeszcze, to dopiszę.

[Ingrid]

najbardziej piorunujące jest to ostatnie.

[Stworzonko]

U mnie w klasie była jedna nieco dziwna sztuka. Trochę mi nawet tej dziewczyny szkoda, bo ona bardzo się starała, zależało jej na nauce, a ostatecznie średnią miała poniżej 3.0 (a to było gimnazjum!). Była bardzo pracowita, ale wyjątkowo nierozgarnięta.

Poza tym cały czas starała się zgrywać "krejzolkę". Bez przerwy używała słów typu "dżołk", "looknąć" i tym podobnych kwiatuszków. Kochała kilku chłopaków naraz i dziwiła się tym dziewczynom, które w całym życiu miały ich jednego albo dwóch. Oprócz tego piła, paliła papierosy i twierdziła, że to fajne... Ubierała się na różowo.

Może to nie jest klasyczna "słitófka", ale w mojej klasie nie było innych.

[Eye_Gel]

U mnie są chyba z 3 słit dzieffcynki. Dwie chłopczyce. Reszta w miare normalna. Ale też sobie malowały dziewczyny mazakami na rękach:
<lol> , no i te slady po ,,cięciu się" *kręci głową zrezygnowana* Teraz idę do gimnazjum, zobaczymy jak będzie.

[Ingrid]

Trzy sŁiTy? Dobrze, że jeszcze żyjesz.

[Eye_Gel]

Naszczęście ja się z tymi sweetami nie kolegowałam za bardzo... Lecz niestety jedna idzie do tego samogeo gim. co ja, a druga do tej samej klasy. A tej wyjątkowo nie lubię X.X

[Ingrid]

Właściwie to dzięki mojej koleżance nie zajmuję się aŁtorstwem i nie kocham Blog27/HSM/TH/US5 i tym podobnych.

[Czarna Kijana]

W mojej klasie w podstawówce była taka jedna różowa panienka, założyła drużynę "czirliderek" (oczywiście była kapitanem). Fanka HSM, Britney Spears i Hillary Duff. Kiedy spytałam sie jej, czy lubi Tokio Hotel, odpowiedziała: "Nie, bo oni są tacy... nie sweet". Uważała się za nie wiadomo kogo.
Teraz nie mam z nią kontaktu. Na jakimś tam blogu pisała, że się zmieniła, ale ci, którzy mają z nią kontakt na co dzień twierdzą, że to gucio-prawda.

[Hagath]

Czasem dobrze być starym próchnem. Za czasów mojej podstawówki, gimnazjum i liceum moda emo nie istniała. Jeśli chodzi o zjawisko wielbienia boysbandów, to pamiętam, że kumpela z podstawówki szpanowała koszulką Backstreet Boys. I to tyle.
No dobra, ja za to szpanowałam koszulką The Kelly Family.
Gdy byłam w gimnazjum, moja młodsza kuzynka oświadczyła z pełną powagą, że kocha Piaska i że za niego wyjdzie. Nie przeszkadzało jej jednak, że jej najlepsza przyjaciółka mówi to samo.
W liceum miałam jedną dziewczynę w klasie, która kochała różowy kolor. Nie słuchała żadnej konkretnej muzyki. Po prostu była słodka niczym tona waty cukrowej. Paradowała w bluzeczkach ze Snoopym, uśmiechała się do każdego i rozmawiała tylko o pięknych, dobrych i uroczych rzeczach. Była powodem powszechnej próchnicy.

[Czarna Kijana]

Zapomniałam dodać coś o jej charakterku...
Nie chce używać brzydkich słów, więc ujmę to tak, że wspominam go raczej negatywnie.

[Joanna]

U mnie jest podróba Dorotki Rabczewskiej. Nieco niższa, okrąglejsza, ale równie cycata i z małym rozumiem. Śmiech ten sam, teksty równie głupie, a na lekcji może położyć się na dwóch krzesłach, mówić "królowa jest tylko jedna" dodając swój przeuroczy śmiech i wskazując na siebie.
Dodając do tego nieskończone uwielbienie Dody i wyzywanie tego, kto ma odmienne zdanie wyjdzie nam ideał.

Nie mówiąc, że w tym wszystkim wygląda trochę jak Świnka Pigi po trzydziestce (te włosy, lakiery, pianki do nich, akrylowe paznokcie i inne niepotrzebne czternastolatce bajery).
Mimo wszystko wychowawczyni uważa, ze dziewczyna ma dużo seksapilu w sobie.


Ktoś przebije?

Zgadnijcie jaką miała średnią.

[Ghost Rider]

Powiedz, jaką!

[Joanna]

Nie uwierzysz. 5.3!
Za co? Zielonego pojęcia nie mam.

[Ingrid]

Niektóre sweety to nawet rozum mają, ale to, że wygląają jak dzi...eee... wiecie o co mi chodzi, to inna sprawa.

[Venes]

Mam w klasie dwóch facetów wyglądających jak rasowe dresy. Wygolone to-to, przygarbione, z wytrzeszczonymi oczyskami, bluzy z najacza i spodnie adidasowe. I to są chyba najspokojniejsi ludzie z naszej klasy.
Jest tu też śliczna blond panienka, wyglądająca tak, jakby odżywiała się tylko rosą i pyłkiem kwiatowym. A to właśnie ona najgłośniej protestowała na warsztatach integracyjnych, przeciwko obdarzaniu dziewczyn mniejszą ilością pierogów ze skwarkami niż w przypadku chłopaków.
(przepraszam za chaotycznego posta. Spałam 3 godziny, jest rano, technologia informacyjna)

[Kazuś]

U nas Halinka, znana również jako Chodząca Anoreksja je trzy razy więcej niż wszystkie inne dziewczyny z klasy razem wzięte. I wygląda jak kościotrup.

[Ingrid]

U nas ostatnio jeden chłopak, który wyglądał w miarę normalnie, zrobił sobie na głowie tzw. wyspę. Jak wygląda? Lepiej nie mówić.

[Mia]

U mnie była (bo poszła do innego gimnazjum), dziewczyna, która ciągle popisywała się... hmm, swoją niby "dojrzałością" i tym, co ma (bądź nie ma, w większości przypadków). W piątej klasie powiedziała mi, że ma chłopaka. Wymysliła go, oczywiście. Zaczęła kupować sobie jakieś drobiazgi i mówiła nam, że to on jej to dał. Założyła sobie nawet drugie gg. Jestem pewna, że to ona pisała ciągle z "jego" konta - ten sam styl, te same błędy, i ta sama pora bycia "dostępnym". Zdaje się miesiąc później powiedziała mi, że zorganizowała imprezę i całowała się na niej z tym chłopakiem. Z języczkiem, jak to powiedziała. Do końca nie przyznawała się, że go po prostu wymyśliła. Mimo, iż potem dała sobie spokój i opowieści jakby ustały z dnia na dzień.

Dodam jeszcze, że ta sama dziewczyna w drugiej klasie na półkolonii chwaliła się, że miała dziewięciu chłopaków. DZIEWIĘCIU.

I że nie uznawała podstawowych zasad higieny.

Mam też w klasie chłopaka, który po prostu zachowuje się jak gej (teraz trochę ustało, ale jednak...) i w dodatku zboczony gej. Jeśli ktoś zażyczy sobie przykładów zachowań, to oczywiście wymienię.

Ten sam też chłopak wymyślał niestworzone opowieści - był w Tokio w Chinach (tak, w Tokio w Chinach...) i przywiózł sobie z Morza Śródziemnego meduzę, którą trzymał przez kilka dni w słoiku.

[Ir]

Mia, podaj przykłady zachowań tego zboczeńca. ^^

[Mia]

Zaraz, czy ja już ich gdzieś nie podawałam? No, nieważne.

Potrafił zajść chłopaka z naszej klasy od tyłu i po prostu otrzeć się o jego plecy. Nie wiem jak inaczej to nazwać. Kiedy niby czymś się pobrudził, to brał rękę jakiegoś w pobliżu i niby się "wybierał" trąc całą twarzą, policzkami i tak dalej. Strasznie mi to przypominało "pocałunki w rękę". Rzucał tak nieprzyzwoitymi jak na dwunastolatka i w ogóle jak na każdego
tekstami, których naprawdę nie chcę tu cytować. Najbardziej nagminnie zdarzało się to pierwsze. Teraz trochę się uspokoił - no wiecie, nowa szkoła - ale sądzę, że po prostu "bada teren".

Jedyne szczęście w nieszczęściu, że dziewczyny zostawiał w spokoju.

[Falka]

Dziewczyna, lat piętnaście. Zdeklarowana katoliczka, która w Kościele krzyżem leży, pyta się księdza, czy seks oralny jest grzechem. Na odpowiedź: "Tak", zadaje kolejne pytanie: "Czy osoba, która uprawiała seks oralny i nieświadoma grzechu przyjęła komunię ma grzech?", znowu odpowiedź "Tak". "Ale po co? Jak się wyspowiadam z tego, to i tak zaraz pójdę to zrobić. To jest jak nałóg! Ksiądz nie zrozumie, bo ksiądz nigdy nie próbował."
Sytuacja powyżej jest autentyczna, z poniedziałkowej lekcji religii. Jestem w dalszym ciągu zdruzgotana.

[Kazuś]

[Mia]

Faktycznie, to, co powiedziała ta dziewczyna jest dziwne.

A co do grzechu - mnie też uczono, że to jest wtedy, kiedy człowiek jest w pełni świadomy.
Przykład - kiedy maleńkie jeszcze dziecko zabierze drugiemu z domu jakąś zabawkę, to nie jest to grzechem, bo ono nie wie, że to co robi jest złe.

A tak odbiegając od tematu. Zastanawiam się, dlaczego ślub cywilny jest uważany niemal za większy "grzech" niż morderstwo. Przecież mordercy mogą przyjmować Komunię Świętą i tak dalej, a osoby niemające ślubu kościelnego - nie.

[Kazuś]

Bo morderca możliwe, że żałuje (nie morduje cały czas), a osoba w związku niekościelnym cały czas popełnia grzech. Nie jednorazowo. Teraz już rozumiesz?

[Furia]

W sumie to nie wiemy, czy koleżanka Falki była stroną bierną czy czynną w tym procederze. Czy waga grzechu od tego zależy, bo teoretycznie, gdyby była stroną bierną, to chyba nie powinno to być grzechem? Ale żeby się księdzu chwalić swoim osobliwym nałogiem... Może czułam silną potrzebę zwierzenia się ;)

[Mia]

Częściowo. Ale dalej się do końca z tym nie zgadzam. Moi rodzice ślubu kościelnego nie mają - tata był po rozwodzie. Więc nie było innej możliwości niż ślub cywilny lub życie na tak zwaną "kocią łapę". Czy to naprawdę jest aż tak straszne i karygodne, że nie można dostawać rozgrzeszenia i przyjmować Komunii?

[Kazuś]

Wiesz moja osobista opinia, a stanowisko KK są całkiem różne, więc może nie będę się wypowiadać...

[kura z biura]

Chodzi właśnie o pozostawanie cały czas w stanie grzechu. Jakkolwiek nieludzko by to brzmiało. Każdy inny grzesznik (mówię rzecz jasna o grzechach ciężkich) też nie może przyjąć Komunii, póki nie zacznie żałować, wyspowiada się i co najważniejsze, będzie miał wolę poprawy. W przypadku małżeństw niesakramentalnych zakłada się, że przecież nie przestaną sypiać ze sobą, więc ten grzech wciąż się będzie powtarzał. No, chyba, żeby zadeklarowali, że właśnie nie będą, wtedy możliwe jest rozgrzeszenie.
Zaznaczam, że tylko przedstawiam formalne stanowisko Kościoła, na ile sama je rozumiem i wszelkie polemiki na temat wagi tego czy innego grzechu (morderca może, a rozwodnik nie) oraz większego i mniejszego zła, to nie do mnie.

[Idi]

I tak są specjalne nabożeństwa dla małżeństw, które nie mogą wziąć ślubu kościelnego, tak mówiła moja nauczycielka. I podobno Kościół chętnie pomaga takim osobom.

[Kazuś]

Idi dużo zależy od parafii. Są na pewno parafie, w których są ludzie otwarci na takie związki, ale nie wszędzie. Dużo zresztą zależy też od tego, kto taką grupę prowadzi. Wiesz moja katechetka, która uważa seks po ślubie za grzech [Żeby nie było, że słowa wyrwane z kontekstu. Rozmawialiśmy o Sarze - bohaterce Księgi Tobiasza. Kobieta siedmiokrotnie została wdową zanim zdążyła skonsumować małżeństwo. Katechetka o jej dziewictwie: Bo Sara była dziewicą, nie grzeszyła z żadnym mężem!] na pewno nie byłaby dobrą osobą. Mój proboszcz zresztą też. Inteligentnych księży eksterminuje bardzo dokładnie (wykańcza psychicznie lub pisze skargę do biskupa i robi wszystko, by ich karnie przenieść), więc taka grupa mogłaby tylko chyba rozzłościć.